Podróż Budapeszt - Feel the Wave
Mimo atrakcyjnej oferty na trip do Budapesztu jakoś specjalnie nikt ze znajomych się nie kwapił, czekałem do ostatniej chwili aż da ktoś znać gdyż żeby zniżka obowiązywała wszystkich w liniach Wizz air to wszystkie osoby nią objęte muszą być na tej samej rezerwacji, branie udziału w tym samym locie nie wystarczy. Więc czekałem czekałem zrobiła się późna godzina, oczy zaczęły mi się kleić, chomik biegający w kołowrotku napędzający wszystkie moje szare komórki również zaczął zwalniać i oddawać się w objęcia Morfeusza. Ostatecznie dostałem informację że potencjalni współtowarzysze nie skorzystają z tej oferty więc zacząłem rezerwować bilety dla siebie i mojego zaprzyjaźnionego małżeństwa. Cena była troszkę większa niż wcześniej ale nadal atrakcyjnie bardzo (130zł w dwie strony/os). Na drugi dzień Jeras zadzwonił żeby się upewnić czy zarezerwowałem - potwierdziłem / I czy pamiętałem że Paulina jego już żona , zmieniła nazwisko wychodząc za niego za mąż podczas ślubu na którym miałem zaszczyt być świadkiem a potem zrobić rozpierdol taneczny na weselu - nie potwierdzam :) Wiadomka że zapomniałem :) Także bilety okazyjnie kupiliśmy po 130 zł, a zmiana danych w liniach Wizz Air kosztuje 380 zł winszuję, nie poszliśmy na to i dokupiliśmy po prostu jeszcze jeden bilet i podzieliliśmy na 3 także "suma sumerów" bilety wyniosły nas ok.200zł. Nie ma załamka to nadal spoko cena.
Na parę dni przed wylotem doszły nas słuchy że do Budapesztu zbliża się rekordowa 9 metrowa fala akurat w czasie gdy tam będziemy. Najpierw spodziewano się jej w sobotę następnie w niedziele, ostatecznie przełożono jej wizytę na poniedziałek kiedy to będziemy wylatywać.
Powiem szczerze ze nigdy nie brałem udziału w powodzi więc nie wiedziałem jak to może wyglądać, czy fala ma zamiar zaskoczyć kierowców i motorniczych tamtejszej komunikacji, czy brać gumowce czy ulubione buty aby nie będą od razu do śmieci, kapok czy się przyda? Oczywiście nie zrezygnowaliśmy z naszego tripu śmiejąc się że ruszamy tam by zrobić reportaż a następnym razem los nas pośle na jakiś front aktualnie toczącej się wojny.
Dzień 1 2013-06-07
Do Budapesztu dolecieliśmy w jakieś półtorej godziny, wsiedliśmy w autobus jadący do centrum (około 1h) a później w metro by dostać się na drugą stronę Dunaju (Pest) gdzie mieścił się nasz Honey Hostel - w rzeczywistości było to mieszkanko w kamiennicy. Jeden duży salon z antresolą łazienka i kuchnia w pełni wyposażone. Lokum było przewidziane na 4 osoby ale jako że byliśmy w trójkę to cena nam wzrosła do 41 zł za dobę/os. Rzuciliśmy tobołki i poszliśmy zwiedzać miasto, chcieliśmy jak najszybciej dostać się z powrotem na drugą stronę rzeki więc kupiliśmy bilet na autobus i to by było na tyle jeśli chodzi o komunikacje miejską. Atrakcje tam są na każdym rogu więc chodziliśmy wszędzie pieszo, przeliczyłem później w google maps tak orientacyjnie że pierwszego dnia przeszliśmy około 20km, drugiego 12km, trzeciego 15km.
Zaczęliśmy od Wzgórza Zamkowego na które oczywiście dostaliśmy się pieszo a nie koleją Siklo która sprawiała wrażenie wątpliwej atrakcji. Zwiedziliśmy Kościół Św. Macieja, Basztę Rybacką (część baszty jest udostępniona dla zwiedzających za darmo a za drugi fragment trzeba zapłacić - ale czym się różnią te dwa fragmenty to nie wiem- więc nie widziałem sensu żeby płacić za to. Następnie udaliśmy się na Wzgórze Gellerta które również obeszliśmy dookoła. Tu z kolei wszedłem do Skalnej Kaplicy - ciekawa sprawa a nigdy w czymś takim nie byłem. Jako że zwiedzam zawsze wszystkie istotne zabytki a Kościoły do nich należą to chcąc nie chcąc wiele z nich odwiedzamy niczym miłośnicy architektury sakralnej:) Pozmieniało się trochę, niegdyś, z 10 lat temu zwiedzanie Watykanu w moim wydaniu było dosyć bierne i nie pamiętam by mnie coś wtedy zachwycało, teraz to świadomka pełną gębą.
Poszliśmy coś zjeść ,fajnie smacznie , gulaszyk oczywiście musiał się pojawić. Przy płaceniu proponuję dokładnie objaśnić że chce się dwa oddzielne rachunki a nie mówić "two bills" bo dwa razy w dwóch knajpach po prostu przyniesiono nam dwa piwa:)
Wieczorem wróciliśmy ponownie na Basztę Rybacką - która oświetlona wygląda jak z jakiejś baśni. Zrobiliśmy piwko na schodach wpatrując się w panoramę Dunaju a przygrywał nam miejscowy skrzypek.
Wróciliśmy do hostelu, Paulina zajęła antresolę a ja łóżko na dole zaś mój przyjaciel a jej mąż był rozdarty wewnętrznie - wiedział że na dole może być śmiesznie, poza tym na górze były różne zakazy ,trzeba było zachowywać cisze itd. a u mnie hulaj dusza i bajlando można było pić oranżadę na leżąco i jeść chipsy w łóżku. Żyć nie umierać:)
Dzień 2 2013-06-08
Niegdyś jak byłem młody i głupi myślałem że Balaton jest największym jeziorem Europy a było to miesiąc temu:) Nie no, na jakiejś stronie tak było napisane i łyknąłem to jak młody pelikan. Jak się okazało jest to największe jezioro ale na Węgrzech. Podróż pociągiem zajęła nam około 1,5 h a koszt to 60zł w dwie strony. Z rana byliśmy w sklepie gdzie nakupiliśmy sobie piwek na drogę, chcieliśmy te które podpijaliśmy Paulinie cały czas takie cytrynowe. Nie było żadnych innych znajomych z nami którzy by nas wyśmiali za to oprócz Paulina - ale Paulina nie jest typem prześmiewcy - nie była przynajmniej. No wiec chcieliśmy te same piwka a jak się okazało nakupiliśmy same napoje cytrynowe bez grama alkoholu które były w niemalże identycznych puszkach #facepalm. W Paulinie obudziła się prześmiewczość a w nas nic się nie obudziło:)
Wysiedliśmy w Sjofok i udaliśmy się od razu w kierunku plaży, okazało sie ze wszystko jest ogrodzone i wstęp na plaże płatny. Hmm w ośrodku jest wiele udogodnień, leżaki, boiska, place zabaw, wc ale plaży takiej jak mamy w zamyśle nie było. Cały brzeg pokryty jest betonem a do jeziora prowadzą schodki. Bardzo mało ludzi było tego dnia ku mojemu zdziwieniu. Woda faktycznie fajna pokąpałem się z pół godziny i to by było na tyle jeśli chodzi o Balaton, bo naszły zaraz chmury burzowe i zerwał się wiatr. Oszamaliśmy langosza wreszcie którego nie mogliśmy jakoś znaleźć w Budapeszcie. Po drugiej stronie torów znajduje sie centrum Sjofok bardzo przyjemne jednak nie mieliśmy za dużo czasu żeby je poznać lepiej. Po powrocie do Budapesztu znowu wylądowaliśmy na baśniowej baszcie patrząc w Dunaj słuchając miejscowego skrzypka i popijając piw... napój cytrynowy:)
Tak w ogóle wspaniałe jest to że w Budapeszcie ludzie piją sobie piwko lub winko na każdym kroku a policja nie robi z tego żadnego problemu, spacerują z kielichami od wina po ulicach, młodsi i starsi jest przyjemnie, miasto tętni czuć że żyje. Trafiliśmy pod Diabelski Młyn w nocy gdzie odbywały się jakieś koncerty było już późno ale młodzież ani myślała by iść do domu celebrowali dalej i nikt nie miał z tym najmniejszego problemu. Na prawdę u nas sie tak nie da? z czego to wynika? U nas się więcej pije wódki? Nie ma takiej kultury picia?
To najprostsze odpowiedzi które podaje sie schematycznie wręcz ale czy to prawda?
Dzeń 3 2013-06-09
Zwiedzania Budapesztu ciąg dalszy. Bazylika Św. Stefana faktycznie robi wrażenie, udało nam się w niej zobaczyć relikwię Św. Stefana - zasuszoną rękę z XII wieku. Oglądać Parlament od zewnątrz i go podziwiać może każdy ale od wewnątrz - nie, no też może każdy tylko trzeba zapłacić :) to Najsłynniejszy budynek w mieście nie darowałbym sobie gdybym nie zobaczył go od wewnątrz. Faktycznie było warto, piękna sala obrad królewskie insygnia robiły wrażenie.
Następne w planie były termy jednakże dosyć późno do nich doszliśmy a płatne było tyle co byśmy zapłacili przychodząc rano. Nie zdecydowaliśmy sie na wejście i do dzisiaj nie wiem czy jest to taka obowiązkowa i niezapomniana atrakcja. Tego dnia już nie braliśmy noclegu gdyż wylot mieliśmy raniutko a żeby dojechać na lotnisko to jednak trochę nam zajęło z przesiadkami. Pierwszy raz w życiu spałem na lotnisku. Tak jak latałem cały dzień w kąpielówkach i koszulce na ramiączka zasnąłem na ławce, próbowałem raczej bo ławka była dwustronna i z drugiej strony jakaś babona sie wierciła. Obudziłem się i taki zaspany kombinowałem z 10 minut jak po angielsku powiedzieć jej "weź ku*wa nie wierć , Proszę Pani " :) ale nic sensownego nie wymyśliłem w tym stanie.
EPILOG 2013-06-10
Tak jak popatrzyłem na mapę i połączyłem nasze przejścia na piechotę z punktu A do B wyszło na to ze pierwszego dnia przeszliśmy około 20 km drugiego 12km i trzeciego z 15km tak naprawdę to pewnie więcej bo nie liczyłem jakiegoś kluczenia miedzy uliczkami i spacerowania wte i wewte. Tak naprawdę to pierwszy raz w życiu bolały mnie ścięgna tak że kulałem tylko od tego że sie nachodziłem.
Jeśli kiedyś Ci zaproponuję żebyśmy razem gdzieś pojechali to sie nie martw nie musisz wszędzie z nami wchodzić wrócimy po ciebie :)
Zdjęcia wykonał Jeremi "Jeras" Gąsiorowski
Zaloguj się, aby skomentować tę podróż
Komentarze
-
Tak na oko :)
-
...ciekawe prawie 50 kilometrów po Węgrzech ... :-) ... !
-
Kilka lat temu odbyliśmy podobną podróż. Budapeszt jest super. Szkoda, że mam fotek z tamtej wizyty (mam tylko film video), ale dzięki Tobie mogłem sobie przypomnieć znane mi miejsca. A niesamowite wrażenie zrobił na mnie wezbrany Dunaj. Niektóre znane mi miejsca były teraz całkowicie skryte pod wodą. Pozdrawiam.
-
Jeszcze tu wrócę. Pozdrawiam.
-
Heh nic nie szkodzi :)
-
Oj wyszłem teraz na złego człowieka,zle zainpretowałem Twoja wypowiedz.Bardzo przepraszam.Teraz mi jest bardzo głupio.Jeszcze raz serdecznie przepraszam i pozdrawiam.
-
Ale ja sie nie obraziłem:) Pisałem o sobie że potrafie przywalić coś czasem o Tobie nic nie wspominałem :)
-
Przepraszam że obraziłem Cię ,ale trzeba było nie pisać takich bzdur o Balatonie.Trzeba było uważać na lekcjach geografii.A Twoje teksty wobec mnie nie robią na mnie wrażenia.Pozdrawiam.
-
Kahlan > Potrafi się czasem przywalić jak łysy grzywką o parapet # facepalm :)
-
Fajne foty,ciekawy opis ale z tym Balatonem dałes plame :).Najwieksze jezioro w Europie to Ładoga.Pozdrawiam.
-
Ale świetna opowieść i wyprawa. Zazdroszczę tego Budapesztu